#401 Chańcza, a miało być tak pięknie.
Ostatnio wybrałem się nad zalew Chańcza. Mój przyszły teściu, przynajmniej mam taką nadzieję, posiada tam kamping. Byliśmy na miejscu od soboty wieczora do wczesnego popołudnia w poniedziałek. Idea była taka: cisza i spokój. Idealne miejsce do leżakowania, wędkowania, przyjemnego nudzenia się i czytania książki. W około prawie nikogo więc spokojnie można się zrelaksować i poczuć na luzie. Zjeść śniadanie w piżamie przy stoliku, w ciszy podziwiając piękno jeziora i okolicznych lasów. Szkoda tylko, że taka sielanka towarzyszyła nam przez ostatnie godziny naszego pobytu.
Gdy przyjechaliśmy w sobotę ok 23 to przywitała nas impreza w obozowisku obok. Głośna muzyka, jakieś śpiewy i odzywki po łacinie na porządku dziennym, a między tym wszystkim dzieci. Mało tego państwo i ich goście zaparkowali samochody na części naszej działki. Na szczęście skończyli się bawić ok 2 w nocy, kiedy sami chcieliśmy już iść spać. Przynajmniej z tym jednym się zgraliśmy. Mimo to trzeba ich pochwalić. Nie zachowywali się jakoś szczególnie dobrze i zgodnie z zasadami współżycia z innymi ludźmi, jednak zawsze mogło to wyglądać jeszcze gorzej, a o drugiej nocy byli już znacznie spokojniejsi.
W niedzielę natomiast tak od 9 rano do przynajmniej 20 non stop po jeziorze pływali jacyś debile na skuterach wodnych i motorówkach. Woda w jeziorze wzburzona jakbym siedział nad morzem. Nawet szum fal był, żadnej możliwości kąpania się z uwagi na muł i piach podniesiony z dna. Sam nigdy nie płynąłem czymś takim, więc nie mam porównania, ale patrząc na to wydaje mi się, że może to być przyjemne góra przez 20 min. Potem to już raczej nudne się staje, a panowie potrafili pływać w kółko o promieniu powiedzmy 3 metrów. Czego już całkiem nie jestem w stanie zrozumieć. Przez jakiś kilku debili, wszyscy w około mają po wypoczynku. Hałas okropny i koszmar dla ryb. Byłem w szoku jak zobaczyłem ile małży zostało wyrzuconych na brzeg z tego powodu. To jest jakaś katastrofa. Oczywiście cały akwen powinna patrolować policja, która przez cały dzień nie raczyła się nawet pokazać. Tylko raz się przepłynęli jakoś pod wieczór. Jak nikogo już nie było. Zapewne pod koniec ich służby i przyznam, tego nie rozumiem. Panowie powinni wypłynąć ze trzy razy w ciągu dnia, podpłynąć do pierwszego lepszego i kazać mu dmuchać. Policja miałaby wyniki i pieniądze z mandatów. Natomiast nad jeziorem byłby znowu spokój, co z kolei przyciągnęłoby znowu ludzi, którzy chcą tam wypocząć na łonie natury i w spokoju.
Drugą atrakcją dnia było obozowisko po naszej drugiej stronie, czyli szwagier i teściu. Tak ich określę, bo ciągle słyszałem te dwa słowa przeplatane taką ilością przekleństw, że głowa bolała. Oczywiście pili już od rana wraz z towarzystwem, a potem raczyli nas swoimi wygłupami, laniem się wodą i uroczymi wiązankami. Co akurat mnie zawsze skłania mnie do przemyśleń jak można konstruować zdania składające się prawie tylko z przekleństw i być nadal zrozumianym? Uniwersalność kilku przekleństw i bogactwo ich znaczeń naprawdę zasługuje na jakieś większe opracowanie.
Naprawdę szkoda, że tak jak napisałem w pierwszym akapicie było dopiero w poniedziałek rano, jak wszyscy się wynieśli. Dopiero wtedy miałem okazję zobaczyć jak miło i spokojnie może tam być. Po raz kolejny potwierdziłem sobie, że ludzi na trzeźwo w sumie nie lubię, a tłumów tym bardziej. W większości to roszczeniowe, wulgarne dupki, które poza własnym końcem nosa świata nie widzą. Dla przykładu mi jakoś w głowie się nie mieści, aby przechodzić przez czyjąś działkę. Natomiast jak już byłbym do tego zmuszony to zrobiłbym to z dzień dobry, przepraszam, zjakimś wytłumaczeniem. Natomiast tam, kilka razy ktoś obcy tak dosłownie szedł nam koło stolika przy którym sobie siedzieliśmy i nawet się do nas nie odezwie. Jeszcze się patrzy na Ciebie z wyrzutem, czego od niego chcesz. Przecież on tylko przechodzi najkrótszą drogą, a to że włazi Ci z butami prawie w kamping to twój problem. Ciekawe czy to ja z wiekiem robię się coraz bardziej zrzędliwy, czy to jednak ludzie robią się coraz bardziej nieznośni i bezmyślni?
#400 Faith No More – Tauron Arena Kraków
To trochę smutne, że po kilku miesiącach oczekiwania jest już po wszystkim. W końcu kupiliśmy bilety chyba w pierwszy dzień kiedy się tylko pojawiły i potem coraz mniej spokojnie czekaliśmy na koncert. Półtorej godziny pełnej emocji świetnej zabawy, teraz pozostały tylko wspomnienia.
Zaskakujące jest dla mnie jak słuchanie płyt jakoś przestało wzbudzać we mnie emocje. Aktualnie muzyka jest dla mnie raczej jako towarzysz w tle podczas codziennych czynności. Za to podczas koncertów coś we mnie pęka. Jakby nagle te wszystkie zaległe uczucia postanowiły się zamanifestować, a ja biedny, otoczony tłumem ludzi staram się jakoś nad tym wszystkim zapanować.
Sam koncert natomiast posiadał wszelkie cechy występu prawie idealnego. Dość spora publiczność bardzo skora do zabawy. Pomimo imprezy odbywającej się w niezbyt dogodnym terminie poniedziałkowego wieczoru. Miałem wrażenie jakby średnia wieku oscylowała w okolicach ludzi 30+ i wzwyż, czyli równowartość czasu jaki Faith No More jest już na scenie. Dodatkowo sam zespół, który poza genialnym występem na najwyższym poziomie, raczył swoją widownię żartami, zabawną konwencją występu i ogólnie świetnym kontaktem z publicznością. Bardzo podobało mi się jak w pewnym momencie zauważyliśmy z Moniką, że znacznie lepiej wychodzą im kawałki z najnowszej płyty i te raczej wolniejsze. Sam nawet stwierdziłem:
”W końcu to już stare dziady więc nie ma się co dziwić. Przecież najnowsza płyta stworzona jest na miarę ich aktualnych możliwości.”
Już kilka minut później musiałem to odszczekać, kiedy zagrali Black Friday oraz The Gentle Art. Of Making Enemis jeśli dobrze pamiętam. Patton śpiewał, krzyczał i bawił się głosem jak tylko on to potrafi, a reszta zespołu idealnie go uzupełniała.
Kilka słów należy się również samej oprawie występu. Na początku poczułem się lekko zawiedziony z powodu braku telebimów. W końcu jestem krótkowidzem i takie wynalazki są dla mnie ważne. Jednak szybko udało mi się znaleźć miejsce z którego dobrze widziałem całą scenę i jakoś zapomniałem o tym mankamencie. Panowie ubrani na biało grali na scenie w tym samym kolorze ozdobionej kwiatami. Żadnych udziwnień, laserów i mega show. Przecież w pełni wystarczali oni sami i ich umiejętności. Nagle wszystko poszło w zapomnienie i liczyła się tylko muzyka, która wspaniale broniła się sama. Nawet w pewnym momencie zespół zaczął się naśmiewać i żartować z tych wszystkich ludzi z telefonami w dłoniach, którzy zamiast bawić się, stoją i kręcą kiepskiej jakości filmiki na youtube. Dlatego też u mnie nie ma żadnych zdjęć. Wolałem się bawić no i mój aparat jest żenujący więc nie ma sensu robić zdjęć.
Pattona widziałem już czwarty raz na żywo i jakimś cudem ciągle żałuję, że nie miałem okazji na więcej. Dla mnie jest mistrzem i za każdym razem kiedy mam tylko okazję go zobaczyć z którymkolwiek z jego projektów, nigdy się nie waham. Kupuję bilet i czekam cierpliwie na nasze kolejne spotkanie. Tym bardziej miło mi, że to właśnie ten wpis jest moim czterech setnym. W końcu czy może być coś lepszego na taką okazję niż wyznanie podziwu i miłości?
#399 zapewne ostatnia cotygodniowa zeszytówka
Dokładnie szóstego maja 2012 roku opublikowałem pierwszą zeszytówkę. Prawie trzy lata później ukazała się jak na razie ostatnia odsłona tego cyklu oznaczona numerem #156. Na początku miała to być dla mnie mobilizacja, aby czytać na co dzień znacznie więcej komiksów i chyba się udało. Bo przecież co niedzielę pisałem przynajmniej o trzech zeszytach co daje przynajmniej 458 przeczytanych pozycji, a przecież nie raz było ich więcej w daną niedzielę. Dzięki temu poznałem kilka świetnych serii, które są ze mną do dziś jak choćby Adventure Time. Inne zdążyły się rozpocząć i skończyć jak Animal Man lub Swamp Thing. Niektóre serie mnie zmęczyły, inne okazały się ciekawe tylko w zapowiedziach. Na jeszcze inne trafiłem przypadkiem i okazały się istnymi perełkami jak Five Ghost lub Starlight. Była to świetna przygoda i bez ukrycia mój najdłużej kontynuowany projekt bez żadnych przerw. Udało mi się nie opuścić ani jednej niedzieli przez cały ten czas i z tego jestem naprawdę dumny. W końcu realizacja długo terminowych celów i systematyczność to nie są moje dwie najmocniejsze cechy.
Jednak od jakiegoś czasu czułem się tą formułą zmęczony. Pierwszy raz chciałem tym rzucić w kąt już jakoś z rok temu. Jednak wtedy odezwał się do mnie Atom Comics z propozycją współpracy i jakoś na nowo zmotywował. Teraz jednak umarło to jakoś samo z siebie i chyba dobrze się stało. Dzięki temu zacząłem czytać więcej komiksów, które posiadam w albumach. Przez co moje zaległości na regałach znacznie się zmniejszyły. Oglądam filmy, nawet grać zacząłem i jakiś taki wolny się czuję. Nic nade mną nie wisi i nic nie muszę. Ten spokój ducha widać był mi potrzebny, bo dobrze mi z nim. Równocześnie mam już pomysł na kolejny projekt, ale nie mogę się zmobilizować i zabrać w końcu za niego. Jest też za wcześnie, aby cokolwiek więcej o nim mówić, więc na na razie cicho sza. Widać równowaga w przyrodzie istnieje, bo kończąc jedną rzecz, już myślę o drugiej.
Dziękuję tym kilku czytelnikom, którzy regularnie zaglądali tu co niedzielę. Zawsze było mi bardzo miło z tego powodu. Sporadycznie ukazujące się komentarze tylko dopełniały ten błogi stan. Mam nadzieję, że nadal będziecie tu czasem zaglądać. Serdecznie zapraszam.
#398 Vadu Amka i jego konsole
Vadu Amka to belgijski artysta, który zajmuje się custamizacją starych konsol. W naszym kraju może nie jest to takie popularne, ale bardziej wgłąb Europy, w USA lub Japonii to bardzo popularny trend. Polega on na nadaniu unikalnych cech jakiemuś przedmiotowi. Tak, aby był wyjątkowy, a klient otrzymał rzecz skrojoną idealnie dla niego. Poniżej mamy kilka przykładów konsol nawiązujących do znanych gier. Efekt końcowy to moim zdaniem istne mistrzostwo świata. Małe dzieła sztuki. Szkoda tylko, że przy okazji cena jest równie kosmiczna. Jednak z drugiej strony jak zobaczy się poradniki, w których artysta pokazuje jak iść w jego ślady i ile wkłada w to pracy, to wtedy zaczyna to wszystko wyglądać bardziej rozsądnie. Jeśli ktoś z was posiada za dużo gotówki luzem to zapraszam tutaj. Chociaż mi osobiście byłoby żal grać na taki pięknym sprzęcie. No zobaczcie sami.