Archiwum

Posts Tagged ‘kultura gniewu’

#351 subiektywnie o MFKiG 2014

Ostatni weekend spędziliśmy w Łodzi na Międzynarodowy Festiwalu Komiksu i Gier. Dokładnie pięć lat temu pojechałem tam pierwszy raz, a teraz udało się to powtórzyć. Długo się zastanawiałem jak podejść do tematu i podzielić się z wami swoimi odczuciami. W międzyczasie w sieci pojawiło się już kilka relacji z tego wydarzenia, a ja nie mam zamiaru powtarzać wszystkiego po nich. Skupię się, na tym co najbardziej mnie interesowało.

Na sam początek trochę ponarzekam. Oczywiście jak każdemu komiksiarzowi, marzyło mi się dostać rysunek od Andreasa. Dlatego też wstałem w sobotę o 7 rano i pognałem przed Atlas Arenę. Tam niestety czekała już na mnie kolejka i byłem tak na oko na 50 pozycji. Jednocześnie zauważyłem, że do środka wchodzą wystawcy i ich znajomi, co moje szanse na zdobycie dobrego miejsca automatycznie zmniejszało. Gdy brama już w końcu została otwarta popędziłem na płytę obiektu, a tam wszelkie moje nadzieje się ulotniły. Mianowicie był tam już uformowany łańcuszek ludzi po numerki do autografów, a ja byłem jakiś 60 w kolejce. Ponadto zdaję sobie sprawę, że gwiazdy rysują zazwyczaj po kilkanaście rysunków, a potem łaskawie drugie tyle autografów. Czyli do Andreasa już nie było po co stać. Jednak jakoś łudząc się postaliśmy jeszcze z godzinkę, a potem upewniwszy się, że to nie ma sensu olaliśmy sprawę. Tyle z narzekania i jak co roku wszyscy marudzą tylko o jednym co świetnie widać chociażby na forum gildii. Organizatorzy mogliby w końcu jakoś sensownie rozwiązać ten problem.

Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. (W przyrodzie zawsze działa również ta zasada odwrotnie!) Mianowicie wiedziałem, że na stoisku Multiversum ma być kilka komiksów w rozsądnych cenach, na które miałem chrapkę więc zostawiłem moją ukochaną w kolejce z akapitu powyżej, a sam udałem się na polowanie. Gdy dotarłem na stoisko ok 9.20 moim oczom ukazał się wspaniały widok. Ludzie dosłownie brali po kilkanaście komiksów i pędzi z nimi do kasy. Każdy zachowywał się jak szaleni konsumenci na poświątecznych wyprzedażach. Piękny widok to był. Ja natomiast zadowoliłem się czterotomowym wydaniem Plague of the Frogs. Co zaowocowało tym, że przy kasie pozbyłem się 3/5 budżetu przeznaczonego na całe zakupy!

W drodze powrotnej na płytę zahaczyłem jeszcze o stoisko Kultury Gniewu z nadzieją na ich słynne pudełko z uszkodzonymi komiksami. Cały pic polega na tym, że są przecenione o 50%, a uszkodzeń praktycznie żadnych. Niestety nie znalazłem w nim nic co by mnie interesowało, ale za to stał tam Marcin Podolec. Od razu zakupiłem jego najnowszy komiks Pogląd, do spółki stworzony z Danielem Chmielewskim i poprosiłem go o autograf. Tutaj nastąpiło  coś bardzo miłego. Mianowicie Marcin nie miał gdzie usiąść, aby wygodnie mi coś narysować. Więc zaproponował abym zostawił mu ten komiks, a on w nim coś stworzy i będzie potem do odbioru na stoisku KG. Zgodziłem się na to, prosząc go przy okazji o wspólne zdjęcie (hasztag selfie), które okazało się pomysłem na cały wyjazd. Pięknie podziękowałem i udałem się do mojej ukochanej.

Jak już w końcu zrezygnowaliśmy ze stania w tej niemądrej kolejce, to udaliśmy się na wspólne zwiedzanie, dzięki któremu zdobyliśmy wiele wspaniałych rzeczy oraz kilkanaście świetnych zdjęć. Byliśmy na stoisku KG kilka razy i tam otrzymaliśmy rysunki Śledzia i Mateusza Skutnika. Obaj panowie okazali się bardzo miłymi ludźmi chętnie rozmawiającymi o swej pracy. Potem spotkaliśmy jeszcze Przemka Truścińskiego z którym plotkowałem o cosplay’u, co samo w sobie było lekko abstrakcyjne. Była też ekipa z Bum Projekt, Maciej Łazowski u którego nabyliśmy komiks i jeden z oryginalnych pasków. Wszystko to razem jakoś zrekompensowało mi trochę nieudany poranek.

Wieczorem natomiast udaliśmy się na after party całej imprezy, bo na galę wręczania nagród jakoś nie zdążyliśmy. Konsumpcja wina okazała się ważniejsza. To zasługuje na osobnych kilka słów, bo to co się tam działo to istne szaleństwo. Mianowicie na początku jakoś spokojnie to wszystko przebiegało i nie mogliśmy się wpasować z moją konkubiną. Jednak nie wiem z czego to wynikło, podszedłem do Mateusza Skutnika i poprosiłem go o wspólne zdjęcie, bo podczas autografu zapomniałem o tym. On się zgodził bez problemu i jakoś tak mnie to rozochociło, że potem już moja kolekcja zaczęła się rozrastać w strasznym tempie co możecie zobaczyć poniżej. Najlepsze było jednak, gdy na sali pojawił się Rosiński w towarzystwie Jean Van Hamme. Powiedziałem mojej ukochanej, aby potrzymała mi napój, a ja idę spróbować szczęścia. Ona odrzekła: tylko się nie nastawiaj, że się uda! Więc ja raczej nieśmiało podchodzę, zagaduję i nic. Aż tu nagle jakiś nastukany koleś bezpardonowo przerywa ich rozmowę i dziękuje za wszystkie komiksy jakie razem zrobili. Przełamał lody, mi się udało w końcu zagadać i Grzesiu zgodził się na zdjęcie, tylko powiedział abym chwilkę poczekał. W tym czasie Van Hamme zaczął wychodzić, więc ja zrobiłem smutną minę. To zwróciło uwagę jego tłumaczki i spytała o co chodzi. Ja, że chciałem zdjęcie na co ona pobiegła za nim i załatwiła wszystko za mnie! Potem foto z Grzesiem i rozpoczęło się szaleństwo do którego dołączyli się: Bartosz Sztybor (który jak ze mną rozmawiał to miałem wrażenie, że się ze mnie nabija), Jacek Frąś, Karol Konwerski, Krzysiek Ostrowski, Tomasz Leśniak, Szymon Holcman, Rafał Skarżycki, Ramon Perez, Przemysław Pawełek, Marzena Sowa, Krzysztof Gawronkiewicz, Artur Wabik, Piotr Nowacki i jeszcze kilku innych. Ominął mnie niestety moment kiedy to moja ukochana pląsała na parkiecie z Rosińskim! Ogólnie na parkiecie było potem najciekawiej. Każdy tańczył w rytm muzyki radośnie w doborowym towarzystwie, niczym się nie krępując.

Co do samej niedzieli to niestety nie mam o niej za dużo do powiedzenia. Dotarłem na nią dopiero ok godziny 11, a o 14 wyjeżdżałem. Z pewnością jestem pełen podziwu dla wszystkich wystawców, że zjawili się z samego rana, bo co poniektórzy bawili się na after party iście szampańsko i zawsze z klasą. Poza tym uczestniczyłem w dwóch prelekcjach ze Śledziem i Andreasem. Pierwsze było dość luźne w atmosferze i raczej na nim plotkowałem bo nie interesują mnie relacje mieszkańców Bydgoszczy i chyba Torunia. Z kolei na drugim padały ciekawe pytania o wpływ architektury na prace autora i jego ewentualne powiązania z wolnomularzami.

Podsumowując więc to wszystko na koniec. Z punktu widzenia uczestnika impreza sama w sobie ma do poprawy jedynie problem z otrzymywaniem autografów od tych najbardziej znanych. Nie wiem jak temu zaradzić, ale może by tak wprowadzić z konwentów z za wielkiej wody, gdzie obrazki otrzymuje się za określoną kwotę? Jednak z plusów to tym razem jakoś mniej czułem się skrępowany, aby podejść i zagadać do wszystkich tych, których podziwiam i szanuję za ich pracę. Co do jednego  okazali się wspaniałymi ludźmi z poczuciem humoru i chętnych do takich rozmów. Jest to miłe i dzięki temu wyjazd będę jeszcze długo wspominał z uśmiechem na twarzy. Poza tym jest to impreza, na której naprawdę trudno się nudzić. Samo zwiedzenie wszystkich stoisk zajmuje kupę czasu i można na nich znaleźć mnóstwo świetnych rzeczy. Do tego prelekcje, turnieje gier, cosplay. To wszystko sprawia, że robi się z tego całkiem spore święto dla każdego geeka i to jest chyba najlepsza podsumowanie całej imprezy.

#255 ComicsRage

Jak pewnie zauważyliście już jakiś czas temu bardzo lubię wszelkiego rodzaju inicjatywy gdzie można kupić różne paczki gier za rozsądną cenę. Za każdym razem gry znajdę coś moim zdaniem wartego uwagi, to daję znać co, gdzie i za ile. Tym razem trafiłem na inicjatywę znacznie bardziej mi bliską aniżeli gry komputerowe. Mianowicie polscy twórcy komiksowi utworzyli paczkę ze swoimi komiksami, którą można kupić za dowolną cenę. Całość znajduje się na stronie ComicsRage i w skład pakietu wchodzą następujące tytuły:

22

Łauma Karola „KRL” Kalinowskiego – to piękna bajka z morałem. Pełna elementów folkloru dla małych i dużych fanów obrazkowych historii. Opowiada ona historię pewnej rodziny, która przenosi się z wielkiego miasta na wieś i tam stara się ułożyć sobie życie od nowa. Jeden z moich ulubionych komiksów i jeden z najlepszych polskich albumów ostatnich lat.

Śmiercionośni Łukasza Ryłko – za stroną wydawcy: „Chłopiec mszczący się za śmierć ulubionego kanarka. Pisarz chcący sprzedać duszę diabłu za odrobinę talentu. Niezwykła kobieta chcąca przeżyć niezapomnianą noc. Detektyw będący na tropie tajemniczych porywaczy. To tylko kilka postaci, których losy przetną się na kartach komiksu „Śmiercionośni”. Do tego ciekawy, pełen klimatu czarno biały rysunek, zabawa formą i mnóstwo odwołań do popkultury.

Project: Human Endo – zapis dziewięciu miesięcy z życia znanej ilustratorki Agaty Endo Nowickiej. Pierwotnie ukazał się w czasopiśmie wysokie obcasy, tutaj został wydany w jednym tomie po odnowieniu całości. Album zrealizowana w stylu prostych grafik z Paintbrush dzięki czemu autorka zawdzięcza bardzo rozpoznawalny styl.

11

Bajabongo Marka Turka – za stroną wydawcy: „Zapraszamy do „Bajabongo”, luksusowego kurortu znajdującego się w egzotycznym i mało uczęszczanym rejonie świata. Jego właściciel – Marek Turek – znany jest z oferty najwyższej jakości i dokładania wszelkich starań, by sprostać oczekiwaniom klienta. Turyści i bardziej wymagający podróżnicy wyjątkowo cenią jego dotychczasowe dokonania na polu organizacji wolnego czasu i wypoczynku. Takie parki tematyczne, jak „Fastnachtspiel”, czy wycieczki objazdowe typu „Międzyczas” cieszą się do dziś wielkim powodzeniem. Jego ostatnie przedsięwzięcie, „Bajabongo”, to dla Turka zupełnie nowe, ekscytujące wyzwanie – próba stworzenia bogatego w atrakcje kurortu, w którym obok solidnej dawki relaksu gościom zapewnia się silne emocje i doświadczenia, których nie zapomną do końca życia.”

Jeśli jednak zdecydujemy się zapłacić powyżej 6.55$ otrzymamy dodatkowo opowieść S-F pod tytułem Yorgi autorstwa Dariusza Rzontkowskiego i Jerzego Ozgi. Komiks odwołuje się do wielu klasyków gatunku dlatego też fabuła zawiera sporo klasycznych elementów jak wielkie korporacje, narkotyki, fabryki produkujące ludzkie organy na wymianę itp.

Całość oczywiście została wydana bez jakichkolwiek zabezpieczeń w dwóch formatach: pdf oraz ACV po polsku oraz angielsku. Przy okazji dokonywania zakupu dodatkowo rozdzielamy dowolnie nasze pieniądze pomiędzy autorów, organizację charytatywną i organizatorów całej akcji. Moim zdaniem cały pomysł jest bardzo dobry i wart wsparcia. Dodatkowo tytuły są na tyle ciekawe, że nie ma się nad czym zastanawiać tylko należy dokonać zakupu. Życzę miłej lektury!

#246 Czerwony Pingwin Musi Umrzeć, scen. oraz rys. Michał Śledziński

Odkąd tylko pamiętam, Michał Śledziński wydawał mi się zawsze osobą bardzo mocno osadzoną w popkulturze. Udowodnił to już nieraz, realizując wiele projektów wymagających wyczucia tego, co porusza wyobraźnię ludzi. Począwszy od komiksów, a na kampanii reklamowej dla Pepsi kończąc.

Swoją przygodę z komiksem rozpoczął, rysując jednostronicowe autorskie opowieści dla magazynów poświęconych grom komputerowym. Potem w latach 90. XX wieku nastał czas kultowego magazynu Produkt. Ten periodyk – oczywiście poza historyjkami obrazkowymi – zawierał bardzo ciekawą publicystykę, dzięki czemu znacznie poszerzyłem wiedzę o Lolo Ferrari, Chrisie Cunninghamie czy Kyuss. Poza tym w najbardziej znanej serii tego magazynu, czyli Osiedlu Swoboda, autor bardzo często umieszczał w kadrach nazwy przeróżnych kapel, których utwory towarzyszyły mu podczas tworzenia komiksu. Potem, śledząc aktywność Śledzia w Internecie, miałem okazję poznać go od strony gracza, który bardzo ceni sobie tego typu rozrywkę głównie na wszelkiego rodzaju konsolach. W międzyczasie powstały również dwie części świetnej serii Na szybko spisane, w której autor bardzo celnie portretuje lata 90. XX wieku oraz pierwszą dekadę XXI wieku.

Niemal w każdym komiksie Michała ‚Śledzia’ Śledzińskiego można znaleźć mnóstwo odniesień do szeroko rozumianej popkultury. Jednak to, co Śledziu zrobił w Czerwonym Pingwinie, zakrawa już na jakąś próbę zaprezentowania kultury masowej w pigułce.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Sama historia nie jest co prawda specjalnie skomplikowana, jednak nie ona jest w tym wypadku najważniejsza. Poznajemy kapitana Budo i jego załogę, w skład której wchodzą: kucharz Momo de Momos, klasyczny pirat Bebetto oraz mały ninja Wiśnia. Akcja rozpoczyna się w chwili, gdy po przegranej walce z kapitanem Papugatą, bohaterowie tracą swój okręt – Śpiącego Prosiaka. Dodatkowo nasza drużyna w wyniku walk zostaje rozdzielona, więc siłą rzeczy cały pierwszy tom skupia się na zebraniu wszystkich członków załogi, aby mogli odzyskać ukochany okręt i odpłacić złemu Papugacie za wszelkie zło, które im wyrządził. Całość skupia się na przedstawieniu głównych bohaterów oraz zaprezentowaniu świata, w którym będzie rozgrywać się historia. I tutaj zaczyna się najciekawsza część lektury.

Śledziu stworzył całkiem nowy świat na pograniczu fantasy i science fiction. Świat tak mocno osadzony w kulturze masowej, że podczas przewracania każdej kolejnej strony nie mogłem wyjść z podziwu, jakim cudem udało mu się połączyć aż tyle przeróżnych motywów w jedną sensowną całość i równocześnie nie zostać posądzonym o plagiat. Autor bardzo umiejętnie wprowadza nawiązania do kreskówek i anime, ale także do gier wideo i kultury starożytnej Japonii. Dodatkowo niektóre kadry wyglądają jak żywcem wyjęte z klasycznych filmów SF. Jest to bardzo inteligentna zabawa konwencją, dzięki której podczas lektury czytelnik ma wrażenie, że wszystko to już gdzieś kiedyś widział. Całość dopełniają piękne ilustracje znajdujące się wewnątrz małego i niepozornie wyglądającego albumiku.

Każda kolejna publikacja Michała Śledzińskiego prezentuje jego rozwój w roli rysownika. Jednak tym razem niektóre kadry są tak piękne, że aż chciałoby się powiesić je na ścianie. Zapewne po części wypadają one tak dobrze z powodu znakomitego wydania, za które odpowiada Kultura Gniewu. Komiks został opublikowany w twardej oprawie i na przyjemnym w dotyku papierze, który dobrze oddaje wszystkie barwy ilustracji, co w tym przypadku jest to niezwykle istotne.

Odnoszę wrażenie, że Śledziu podczas tworzenia tego komiksu świetnie się bawił, co przełożyło się na przyjemność czerpaną z lektury. Byłoby dobrze, gdyby autor nie stracił zapału i kontynuował tę znakomicie rozpoczętą serię. Czerwony Pingwin musi umrzeć jest też doskonałym dowodem na to, że Michał Śledziński czuje się dobrze nie tylko w konwencji opowieści obyczajowej (co już nieraz udowodnił), ale również wtedy, gdy może dać upust swojej bogatej wyobraźni. Potrafi wówczas stworzyć ciekawą, zabawną i niezwykle wciągającą opowieść. Chętnie postawiłbym na swej półce co najmniej kilka tomów nowej serii Śledzia.

Tekst można również znaleźć na stronie komiks.polter.pl gdzie pierwotnie został opublikowany.

#206 cotygodniowa zeszytówka #46

Animal Man (2011-) 018Animal Man #18, DC Comics

scenariusz: Jeff Lemire, rysunki: Steve Pugh

Epilog dość dużego wydarzenia opowiadającego o walce w Rotworld, odbywającego się wspólnie na łamach trzech serii i niestety efekt końcowy jest w sumie średni. Parliament of Decay buntuje się przeciw swemu awatarowi Arcanowi, dzięki czemu Buddy Baker otrzymuje jedyną szansę, aby wszystko naprawić. Zostaje przeniesiony w czasie do momentu, w którym można jeszcze wszystko naprawić. Staje do nierównej walki z The Rot. Na pomoc przybywa mu jednak odsiecz. Dawno temu zapowiedziana, ale dopiero teraz pojawiająca się. Wszystko jakoś dobrze się układa, dobro wygrywa i wtedy przypomniała mi się okładka numeru, niszcząc dość mocno zakończenie. Znika gdzieś zaskoczenie, którego i tak pewnie by nie było, bo ostatnie strony są dość przewidywalne. Numer całkiem sprawnie zamyka całą wielką przygodę, która jest w sumie od pierwszego numeru. Całość czyta się dość sprawnie, dzięki czemu czytelnik ma zapewnioną chwilę relaksu, jednak po przewróceniu ostatniej strony czuje się niedosyt. Ja przynajmniej spodziewałem się bardziej efektownego zakończenia. Podoba mi się natomiast okładka numeru, pomijając jej element spoilerowy, to ciekawie została zaprojektowana. Swoim wyglądem nawiązuje do stylistyki wszystkich tabloidów, które często zamieszczają jakieś krzykliwe tytuły na pierwszej stronie.

Swamp Thing (2011-) 018Swamp Thing #18, DC Comics

scenariusz: Scott Snyder rysunki: Yanick Paquette

Ten numer ma tak wiele wspólnego z komiksem powyżej, a wydaje mi się znowu lepszy. Potwór z bagien również otrzymał od Parliament of Decay możliwość uratowania świata i został przeniesiony do kluczowego momentu całego Rotworld, aby móc uratować świat przed zagładą. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wystarczy tylko zadbać o bezpieczeństwo ukochanej i wszystko wraca do z góry ustalonego początku. Jednak potem scenarzysta wprowadza istotny szczegół, który nadaje całej opowieści innego wymiaru. Już wszystko nie jest takie oczywiste. Nabiera odrobiny dobrego romantyzmu, w końcu cała ta seria kręci się wokół wzajemnej miłości dwóch  bohaterów i wszelkie wydarzenia wynikają z niej. Z kolei samo zakończenie w piękny sposób zespala wszelkie wątki w jedną, sensowną i ciekawą całość. Spodobało mi się to, jak scenarzysta zakończył losy bohaterów w sumie na dwa sposoby. Ciekawy sposób na wybrnięcie z sytuacji i ustrzeżenie się przed typowym, ckliwym, szczęśliwym zakończeniem, które mogłoby się pojawić na ostatniej stronie. Bardzo mnie ucieszył w sumie jego brak oraz finalny efekt tego numeru.

AT13Adventure Time #13, BOOM! Studios

scenariusz: Ryan North, Josh Lesnick, Chris Schweizer, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Josh Lesnick, Chris Schweizer,

W przygodach Finna i Jaka często autorzy odwołują się do otaczającego nas świata, popkultury i modnych ostatnio geeków i również tym razem jest podobnie. Mianowicie, nasi bohaterowie w raz ze swoją uroczą koleżanką wampirzycą Marceline podążają śladem złego Ewlbo. Ten zły człowiek zainfekował im przyjaciela i zaraz konsolę do gry BMO strasznym wirusem komputerowy. Nasi bohaterowie chcąc uratować swego przyjaciela, muszą oczywiście pokonać złego programistę i tutaj zaczyna się zabawa. Najlepsza scena numeru, to moment kiedy chłopaki zaczynają hackować, a trzeba tutaj zaznaczyć, że całą wiedzę o tym czerpali tylko i wyłącznie z filmów! Efekt jest zabawny. Chwilę później okazuje się, że Marceline posiada pewne umiejętności w tej dziedzinie, co głównych bohaterów wprowadza w osłupienie. No bo jak to tak, dziewczyna i zna się na komputerach? Jednak szybko ich przekonuje, pokazując „magię programowania”. Dodatkowo w numerze znajdują się dodatkowe dwie  opowieści. Jedna jedna z nich jest historią Finna, który pokonał złego Millineuromancera. Za co w nagrodę dostaje tytuł królewny królestwa dziwnych kapeluszy. Miło się patrzy jak mały chłopiec nie może się pogodzić z piastowaniem stanowiska dla kobiety. Jak zawsze przy tej serii numer bardzo przyjemny i z czystym sumieniem polecam, jako świetną rozrywkę, którą przy okazji można poczytać dziecku. Mógłby to być dobry tytuł dla Centralki lub Krótkich Gatków, nowych linii wydawniczych od Centrali oraz Kultury Gniewu skierowanych dla młodszych czytelników.

#177 Rozmówki polsko-angielskie, scen i rys Agata Wawryniuk

Gdziekolwiek znajdę recenzję na temat Rozmówek polsko-angielskich, zawsze są to bardzo pozytywne teksty. Czy to na  Paradoksie, czy w Wysokich Obcasach, czy na Zinolu wszędzie czytam, że to jeden z najważniejszych debiutów roku, wspaniała opowieść i głos pokolenia w ważnej dla niego sprawie. Na szczęście przeczytałem te teksty dopiero po lekturze, bo mógłbym mieć mocno wygórowane oczekiwania odnośnie przyszłej lektury. Jednak spokojnie, bez żadnych oczekiwań zasiadłem do lektury. Pomimo tego i tak zawiodłem się. Jednak po kolei.

Sam komiks opowiada autobiograficzną historię autorki, która wraz ze swym partnerem i znajomym postanawiają spędzić lato pracując w Wielkiej Brytanii. Wielu z nas przerabiało to osobiście, albo zna kogoś kto też tak robił więc znamy realia takich eskapad. Przez to też, dużego zaskoczenia podczas lektury nie ma. Jednak trzeba przyznać, Pani Agata w bardzo skondensowanej postaci przedstawiła wszelkie możliwe warianty emigracji zarobkowej rodaków. Dlatego dzięki lekturze mamy możliwość obserwować olbrzymie kolejki do pośredniaków, cwaniaków Polaczków, którzy już rzekomo ustawili się na wyspach. Wykorzystywanie nowo przyjezdnych przez tych z dłuższym stażem pobytu. Brak pracy, następnie marne zajęcia dorywcze, a potem coś równie okropnego ale w miarę stałego. Trzeba przyznać, zostało to wszystko bardzo umiejętnie sportretowane, za co należy się plus autorce.

Potem przyszła pora na zabawę stereotypami. Dlatego też wszyscy Anglicy to niesamowitych rozmiarów grubasy. Brytyjki to idiotki, a Polacy to oszuści od których lepiej trzymać się z daleka. Polskie kobiety są w większości lepiej wykształcone, zaradne. Mężczyźni  za to mają braki w edukacji i nie radzą sobie z życiem. Jak zawsze w takich przypadkach, część z tego to oczywiście prawda lecz takie generalizowanie trochę mnie drażni. Lekko to krzywdzące jednak rozumiem, że takie są wspomnienia autorki do czego ma jak najbardziej prawo.  Rozumiem też, że opierając się na stereotypach z pewnością łatwiej było przedstawić, na tych lekko ponad stu stronach, aż tak wielką ilość sytuacji jakie zdarzają się  na obczyźnie.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o stronie wizualnej całego albumu. Pani Agata ma bardzo ciekawą kreskę, która z jednej strony jest lekko cartoonowa. Przez co wszystko w tym komiksie jest dość dziwnie zobrazowane. Postacie mają zaburzoną anatomię, kwadratowe głowy, wszystko jest takie umowne. Jednak w niektórych planszach, jak np podczas wycieczki głównych bohaterów, gdzie znajdują się kadry ze zniszczonym budynkiem, wyraźnie widać, że autorka również potrafi szczegółowo i realistycznie tworzyć. Różnorodność Pani Agaty i strona wizualna komiksu, to moim zdaniem jego najlepsza strona. Dodatkowo dzięki wydawnictwu Kultura Gniewu dostajemy świetnie wydany album. Ciekawa, usztywniana okładka ze skrzydełkami oraz dobry papier sprawia, że całość pięknie się prezentuje. W przypadku tego wydawcy to standard, za który jestem bardzo wdzięczny.

Jednak to wszystko co napisałem powyżej nie zdołało mnie przekonać do tej opowieści. Dla mnie zwyczajnie była nudna. Nie jest to żadna wyjątkowa pozycja. Miałem nawet lekki problem dobrnąć do końca komiksu, co raczej rzadko mi się zdarza. Jest to opowieść, która absolutnie nic nowego nie wnosi do tematu emigracji. Każdy z nas słyszał już takich wiele, a może nawet przeżył na własnej skórze. Jedyny aspekt wart uwagi w tym komiksie to jego strona wizualna. Dlatego też dziwią mnie wszelkie te zachwyty i porównywanie z Na Szybko Spisane Śledzia. Widzę dużo zbieżnych punktów dla obu historii, ale Rozmówki polsko-angielskie na tle tej drugiej publikacji wypadają bardzo słabo . Na skrzydełku okładki Pani Agata pisze, że nie zna komiksów poza Kaczorem Donaldem z dzieciństwa, no i może tutaj jest problem. Prawdopodobnie gdyby poznała więcej klasyki komiksowej, to byłaby w stanie  tworzyć ciekawsze historie. Mogłaby również poprzestać na byciu rysowniczką, bo to wychodzi jej świetnie.