Archiwum

Posts Tagged ‘Bat for Lashes’

#152 Heineken Open’er Festival 2012

No i w końcu po wielu zawirowaniach i trudach udało mi się pojechać w tym roku na festiwal. Był to już w sumie mój 5 wyjazd, po czteroletniej przerwie od 2008 roku. Miała być relacja z każdego dnia osobno, ale niestety już na miejscu były problemy z dostępem do internetu więc teraz powstanie jedna zbiorcza.

Dzień 1

Wszystko zaczęło się od krótkiego pobytu na koncercie Fisz Emade Tworzywo, których widziałem już kilka razy. Fisz jak zwykle wspaniały.  Załapałem się nawet na Narkotyk, ale niestety nie na Sznurowadła. Niestety nie było mi dane zostać za długo bo musiałem biec na występ formacji z Czech o nazwie Dva. Ja ich osobiście znam najlepiej jako autorów ścieżki dźwiękowej do gdy Botonicula, która swoją drogą dobra jest godna polecenia. Sam występ lekko mnie zaskoczył. Na scenie Pan z Panią przygrywający na instrumentach coś niezwykle pociesznego i miłego. Pani za to robiła dziwne i śmieszne miny, co razem z jej ruchami scenicznymi tworzyło strasznie radosny klimat. Jednak tutaj też zabawiłem jakoś z 30 minut bo było trzeba znowu biec na The Kills, których nie słucham i kompletnie nie znam. Jednak chciałem zobaczyć i jakoś nawet teraz nie pamiętam jak było, co chyba samo mówi za siebie. Następny był w kolejce Yeasayer, którego tym razem posłuchałem trochę przed wyjazdem i spodziewałem się nastrojowego koncertu. Taki też dostałem, ale jakoś specjalnie nie umiał mnie porwać więc olałem sprawę i pobiegłem na moją ukochaną Bjork. Był to już drugi raz, gdy ją widziałem i znowu było wspaniale. Sporo kawałków z ostatniej płyty Biophilia przeplatanych starszymi klasykami. Ogólnie cały koncert niezwykle nastrojowy, co nie przeszkadzało, aby czasem potańczyć np. przy Crystalline gdzie pod koniec kawałka na scenie i przed nią zapanowało istne szaleństwo tańczenia. Były oczywiście również Joga, All is Full of Love, Pluto i Pogan Poetry. Wizualizacje miała ogólnie związane z przyrodą, co mi się bardzo podobało. Miała również podwieszoną olbrzymią cewkę tworzącą prąd podwieszoną na scenie. Co w połączeniu z odpowiednimi wizualizacjami dawało świetny efekt. Następnie widziałem The Ting Tings przy których się trochę pobujałem i spędziłem dobrze czas. Jednak ich twórczości też nie znam w sumie więc nic więcej nie napiszę, ale koncert się podobał. Na sam koniec był przewidziany Orbital którego z olbrzymim żalem niestety odpuściłem. Byłem już tak padnięty po podróży, że zasypiałem na stojąco, a do koncertu miałem jeszcze ponad godzinę czekania.

Dzień 2

Ten dzień zaczął się od występu Dry the River którzy jak dla mnie dali jeden z najlepszych koncertów na całym feście. Na płycie są raczej spokojni i tak powiedziałbym lekko rockowi. Na koncercie natomiast stworzyli wspaniały klimat grając kawałki dalej spokojnie i nastrojowo, ale każdy z nich kończąc improwizacją jak dla mnie zmierzającą w kierunku metalu. Ze wspaniałym oświetleniem hałas, który płynął ze sceny robił piorunujące wrażenie. Miłe również było jak zespół ze sceny szczerze dziękował za przyjście na ten koncert i chyba naprawdę nie spodziewali się aż tylu osób, co też kilka razy przyznali. Następnie udałem się na eksperyment panów Pendereckiego/greenwood, który był dość dziwny. Bardzo mnie rozwalił tekst pana Pendereckiego, który w przerwie między kawałkami przyznał, że w sumie następny kawałek jaki zaraz poleci to powstał w zakładzie psychiatrycznym gdzie pacjentom puszczał swoją muzykę i rejestrował ich zachowanie. Sam koncert brzmiał jak ścieżka dźwiękowa jakiegoś horroru, co przy całym miasteczku festiwalowym skąpanym we mgle tworzyło bardzo ciekawy efekt. Jednak po jakiś 30 minutach miałem już dość i podziękowałem. Następnym występem, na który trafiłem przypadkiem, był Major Lazer. Kapelka, której w ogóle nie znam, poleciły mi ją jakieś dwie dziewczyny w kolejce po piwo, ale przez pierwsze pół godziny wytańczyłem się jak wariat co okazało się świetną wprawką przed gwiazdą dnia, czyli Justice. Panowie grali kawałki ze swoich dwóch płyt, łącząc ze sobą różne utwory i tworząc totalnie taneczną muzykę. Był Stress, Civilization, On’ n’ On, D.A.N.C.E., phantom pt. 2, a kawałek We Are Your Friends został hymnem całego festiwalu. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem, aby tak dużo osób na raz tak świetnie się bawiło. Muzyka jaką zaprezentowali wraz z oświetleniem i wizualami stworzyło moim zdaniem jeden z najlepszych koncertów imprezy.

Dzień 3

Tego dnia widziałem już po raz kolejny Bloc Party wraz z Franz Ferdinand ale jakoś specjalnie mnie nie poniosło. Co prawda przy tym drugim nawet troszkę potańczyłem ale jakoś bez specjalnego szaleństwa. Dwie kapele, sprawnie występujące, ale nic specjalnego. Jak dla mnie idealnie nadają się na przerywniki festiwalowe w oczekiwaniu na coś lepszego, czym tego dnia był występ M83. Na płytach są raczej spokojni i nastrojowi. Na koncercie za to dalej bardzo nastrojowo, ale równocześnie jakoś tak wzniośle, znacznie bardziej tanecznie i z wspaniałym oświetleniem. Wszystko to stworzyło niesamowity klimat co było świetnie widać po publiczności, która bawiła się w najlepsze. Jeden z tych koncertów, który zapamiętam na bardzo długo. Mistrzostwo świata i mam już ochotę pojechać na ich kolejny występ gdzieś w niedalekiej przyszłości. Na sam koniec zobaczyłem fragment The Cardigans. Nigdy ich nie słuchałem, kojarzę kilka tylko kawałków, ale jak byłem to zagrali akurat My Favourite Game i Lovefool więc potańczyłem i poszedłem spać.

Dzień 4

Ostatniego dnia widziałem w sumie tylko trzy koncerty w całości. Pierwszym były Świetliki na który sam chciałem jakość iść po mimo tego, że nigdy ich nie słuchałem. Świetna sprawa z wspaniałym wokalistą w postaci Marcina Świetlickiego. Bardzo charyzmatyczna postać dużo mówiąca między kawałkami, ale mądrze i zabawnie co tworzyło miły klimat i jakby więź relacji między tymi na scenie, a przed nią. Dobry koncert, który zachęcił mnie do zapoznania się z poezją Świetlickiego i dokonaniami zespołu. Następnie dosłownie na dwa kawałki zostałem na Bat for Lashes tylko dlatego aby pędzić przez całe miasteczko festiwalowe (swoją drogą jestem ciekaw jaka jest odległość między główną sceną a namiotem) na jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie koncertów, czyli The Mars Volta. Koncert, który okazał się dla mnie największym zawodem całej imprezy. Panowie na scenie coś tam grali, ale raczej tworzyli hałas, który z poprzednich płyt niezwykle mi się podobał, natomiast teraz jest ciężko strawny. Dodatkowo wokalista rzucał co chwila niewybrednymi żartami i zachowywał się jak rozkapryszana gwiazda co naprawdę ciężko się oglądało. Tak bardzo się zawiodłem, że nawet nie zostałem do końca koncertu. Jednak następny w kolejce był The XX, którzy bez dyskusji dali najlepszy koncert imprezy. Na płytach są bardzo klimatyczni i spokojni, co na scenie świetnie się sprawdziło. Całą strona wizualna bardzo kojarzyła mi się z występem Sigur Ross, który miałem okazję widzieć klika już ładnych lat temu na tej samej scenie. The XX zagrał w większości kawałki ze swojej jedynej płyty i chyba z 5 nowych co bardzo dobrze zapowiada nową płytę na którą i tak już czekam z niecierpliwością. Dali tak piękny, nastrojowy i przepełniony uczuciami koncert, że aż trudno to opisać. Zostanie na bardzo długo w mojej pamięci.

Co do samego festiwalu to niestety miałem pecha i padało praktycznie każdego dnia, jednak na szczęście tylko jakoś nad ranem gdy byłem już w namiocie. Organizacja całej imprezy taka sobie moim zdaniem, bo pryszniców było dość mało, z zimną wodą i totalnie brudnych z powodu wszechogarniającego błota. Do pryszniców z ciepłą wodą, które były płatne 3 zł była tak olbrzymia kolejka, że podziękowałem. Dodatkowym minusem był zakaz wnoszenia piwa i jedzenia pod scenę, że tak się wyrażę, co zmuszało do wyboru koncertu, albo gastronomi. Dodatkowo pole namiotowe uzmysłowiło mi, że ja jestem chyba mizantropem, bo ludzie doprowadzają mnie do szału, a w szczególności pijani, na polu namiotowym w okolicach 4 rano. Poza tym wszystko było ok. Kapele zaczynały grać punktualnie, świetnie były nagłośnione i prezentowane ze sceny. Miałem bardzo miłe towarzystwo więc w sumie wszystko ok. Nie okłamujmy się i tak jechałem tam tylko dla muzyki, a to wyszło wspaniale w większości.