Strona główna > film > #133 The Girl with the Dragon Tattoo reż. David Fincher scen. Steven Zaillian

#133 The Girl with the Dragon Tattoo reż. David Fincher scen. Steven Zaillian

Podobnie jak z The Social Network kompletnie nie czekałem na nowy film Finchera. Nie śledziłem newsów i też nie oglądałem trailerów. Gdy dowiedziałem się, że jest to adaptacja książki i dodatkowo jeszcze amerykańska wersja Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to już całkiem sobie odpuściłem seans.

Szczerze przyznam, że nie wiem co mnie potem z powrotem przygnało do tego obrazu. Polecenie przez dobrego znajomego, nazwisko reżysera, dobre recenzje? Pewnie wszystko po trochu i sam też w pewnym momencie się mocno nakręcałem dodatkowo dzięki czemu w końcu obejrzałem i nie wiem jak zrobił to reżyser, ale znowu nakręcił świetny film.

Sama historia zawarta w filmie opowiada losy dziennikarza śledczego Mikaela Blomkvista (Daniel Craig), który właśnie przegrał proces o zniesławienie znanego przedsiębiorcy i jego czasopismo chyli się ku bankructwo. W tak trudnej sytuacji odzywa się do niego właściciel koncernu przemysłowego, Henrik Vangera (Christopher Plummer) z propozycją napisania swojej autobiografii i przy okazji rozwiązania rodzinnej tragedii zniknięcia jego podopiecznej, 16-letniej Harriet Vanger 40 lat temu. Film to taki typowy thriller z poszukiwaniem śladów i tropów, poznawania zależności pomiędzy wszelkimi członkami rodziny, którą nasz bohater opisuje w autobiografii swojego zleceniodawcy. Ogrom pracy dla naszego reportera jest tak wielki, że decyduje się na współpracę z niezwykle inteligentną hakerkę, Lisbeth Salander (Rooney Mara), dzięki, której cały film nabiera kolorytów i smaczków.

Fincher dał mi po pysku, znowu! Oglądając jego najnowszy film znowu czułem jakiś dziwny niepokój w trakcie całego seansu. Dodatkowo podczas scen głównej bohaterki z jej kuratorem odczuwałem złość, potem wściekłość, a na końcu jakiś dziwny wstyd przed kobietą z którą byłem na seansie. Wszystko to z powodu tego, że mężczyźni to czasem strasznymi gnojami, delikatnie mówiąc, potrafią być. Znowu coś czułem podczas seansu i to dość intensywnie, a dla mnie to świetny wyznacznik dla filmów, bo w końcu po to je oglądam aby coś poczuć. Dodatkowo postać Lisbeth to chyba najlepsza część całego filmu. Jej nastawienie do życia, zachowanie, wygląd i sposób radzenia sobie z życiem jest porażający, jakiś hipnotyzujący i kompletny. Postać ta jak tylko pojawiła się na ekranie, od razu zdobyła moją sympatię.
Cała opowieść została poprowadzona wzorowo. Wciąga od pierwszej minuty i nie pozwala na chwilę wytchnienia przy okazji pozwalając na własne domysły i próby rozwiązania całej zagadki przed głównym bohaterem. Dodatkowo całość, jak zwykle w przypadku tego reżysera, jest świetnie wykonana od strony technicznej. Widać już to w samej czołówce, która jest genialna i wspaniale wykonana. Dodatkowo bardzo dobrze zgrany jest obraz z muzyką skomponowaną przez Trenta Reznora i Atticusa Rossa, która już od pierwszych minut świetnie buduje mroczny i niepokojący klimat.
Dla mnie to jeden z lepszych filmów jaki ostatnio widziałem. Chociaż nie widziałem pierwowzoru, ani nie czytałem książki, które są ponoć jeszcze lepsze. Film momentami nie przyjemny, ale ze wspaniałym klimatem, ciekawy i kończący się w taki dość nietypowy sposób, co bardzo mile mnie zaskoczyło. Bardzo chętnie do niego kiedyś powrócę aby sprawdzić jak bardzo się zestarzał i czy przypadkiem te dwie i pół godziny nie zrobiły się za bardzo męczące.
  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz